reklama
reklama

Kirkenes - norweskie miasto na granicy z Rosją

dodano: 2017-11-19 16:10 | aktualizacja: 2023-02-17 22:21
autor: Andrzej Pietrzak | źródło: podroze.satkurier.pl

Kirkenes Kirkenes - miasto na północy Norwegii - następny po Svalbardzie i Spitsbergenie punkt naszej włóczęgi. Postanowiliśmy odwiedzić je w nietypowym okresie - 9 grudnia 2011 roku. Tradycyjnie ekipa dwuosobowa. Decyzja o wylocie na północny przyczółek Norwegi zapadła w 5 minut.

Kirkenes


Prosimy o wyłączenie blokowania reklam i odświeżenie strony.

Poranek w takim miejscu jest dziwny - zima za oknem - ciemno za oknem. Światło słoneczne dotrze do miasta tylko w postaci troszkę jaśniejszego mroku i to na max. 2 godziny. Tak czy siak wstajemy, szybkie śniadanie i kierunek zwiedzanie. O poranku miasteczko sennie wynurza się ze snu.

Piękne, czyste domy, czyste podwórka - to nie to, co na południu Norwegii. W Kirkenes panuje idealny porządek, „południowcy” z Norwegii powinni się od tych z północy z... Kirkenes uczyć. Ludzie weseli na ulicy zatrzymują się i pytają. Ruszamy w miasto - ja i mój czerwony krasnoludek. Na białym tle krajobrazu wyglądała zabawnie i wesoło - popatrzyłem na nią z czułością.

Zawiesiłem się przez moment z myślą:
 

- I gdzie ja bym znalazł takiego szalonego krasnoludka?

- Hej, skąd jesteście?

To miłe - każdy wskazuje drogę, każdy pokaże, coś opowie. Idziemy do portu. W porcie zimują statki różnego typu.
 

Na jednym z nich spotykamy człeka i pytam po norwesku:
- Hej, możemy sobie obejrzeć statek?
A on na to:
- Sorry, I'm Russian, not panimaju.

I tego mi tylko brakowało.
Moja wspaniała dziewczyna powiedziała tylko:
 

- No to mamy go, teraz się już nie wykręci.

Znam rosyjski, jak i 5 innych języków, więc wytłumaczyłem rybakowi, że spoko.
 

- Dawaj, pobaltajem pa ruski.

Zdziwił się, ale odpowiedział:
 

- Nu , togda dawaj, szto wam nada? - zapytał.

Powiedziałem, że jesteśmy szaleni i szukamy na świecie ciekawych miejsc.
On uśmiechnął się i powiedział:
 

- No to my bracia, ja z Ukrainy - i pokazał rząd swoich złotych zębów.
- Wchodźcie!

Jakież było nasze ogromne zdziwienie, gdy okazało się, że jednostki, które zimowały w tym porcie, to sławne na cały świat statki poławiaczy krabów!
 

- WOW!!!! Zajebis daragoj ! - wykrzyknąłem.

I Ukrainiec pokazał nam statek od mostka po stępkę.
 

Powiem tak, że na postoju strach poruszać się po tej pływającej fabryce czy przetwórni. Wszystko, dosłownie wszystko może tam zabić, poharatać lub rozszarpać.
 

- Jak oni na tym pływają? - zapytała moja podróżniczka.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziałem.
Oczywiście nie obyło się bez zjedzenia suszonej ryby i oczywiście szklanki samogonu.
- Na zdarowie druzja - powiedział złotozęby gość.
- Na zdarowie. - I wypiliśmy... brrr w tej temperaturze -20°C to było jak nektar, ale chyba tylko dla mnie.
- Ale mocne! - stwierdziła moja dzielna podróżniczka... i rybę szybko uszczknęła.

Posłuchaliśmy kilku historii z szacunku dla złotozębego wilka morskiego (20 lat na wodzie). Potem pożegnaliśmy się i w drogę. Po drodze stary, amerykański wóz strażacki w kolorze mojej Królewny. Nie mogłem się oprzeć, by nie zrobić jej zdjęć.
 
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy.




Więcej z kategorii Europa


reklama