- I gdzie ja bym znalazł takiego szalonego krasnoludka?
To miłe - każdy wskazuje drogę, każdy pokaże, coś opowie. Idziemy do portu. W porcie zimują statki różnego typu.- Hej, skąd jesteście?
I tego mi tylko brakowało.Na jednym z nich spotykamy człeka i pytam po norwesku:
- Hej, możemy sobie obejrzeć statek?
A on na to:
- Sorry, I'm Russian, not panimaju.
Znam rosyjski, jak i 5 innych języków, więc wytłumaczyłem rybakowi, że spoko.- No to mamy go, teraz się już nie wykręci.
Zdziwił się, ale odpowiedział:- Dawaj, pobaltajem pa ruski.
Powiedziałem, że jesteśmy szaleni i szukamy na świecie ciekawych miejsc.- Nu , togda dawaj, szto wam nada? - zapytał.
Jakież było nasze ogromne zdziwienie, gdy okazało się, że jednostki, które zimowały w tym porcie, to sławne na cały świat statki poławiaczy krabów!- No to my bracia, ja z Ukrainy - i pokazał rząd swoich złotych zębów.
- Wchodźcie!
I Ukrainiec pokazał nam statek od mostka po stępkę.- WOW!!!! Zajebis daragoj ! - wykrzyknąłem.
Posłuchaliśmy kilku historii z szacunku dla złotozębego wilka morskiego (20 lat na wodzie). Potem pożegnaliśmy się i w drogę. Po drodze stary, amerykański wóz strażacki w kolorze mojej Królewny. Nie mogłem się oprzeć, by nie zrobić jej zdjęć.- Jak oni na tym pływają? - zapytała moja podróżniczka.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziałem.
Oczywiście nie obyło się bez zjedzenia suszonej ryby i oczywiście szklanki samogonu.
- Na zdarowie druzja - powiedział złotozęby gość.
- Na zdarowie. - I wypiliśmy... brrr w tej temperaturze -20°C to było jak nektar, ale chyba tylko dla mnie.
- Ale mocne! - stwierdziła moja dzielna podróżniczka... i rybę szybko uszczknęła.