reklama
reklama

Kirkenes - norweskie miasto na granicy z Rosją

dodano: 2017-11-19 16:10 | aktualizacja: 2023-02-17 22:21
autor: Andrzej Pietrzak | źródło: podroze.satkurier.pl

Kirkenes Kirkenes - miasto na północy Norwegii - następny po Svalbardzie i Spitsbergenie punkt naszej włóczęgi. Postanowiliśmy odwiedzić je w nietypowym okresie - 9 grudnia 2011 roku. Tradycyjnie ekipa dwuosobowa. Decyzja o wylocie na północny przyczółek Norwegi zapadła w 5 minut.

Kirkenes


Prosimy o wyłączenie blokowania reklam i odświeżenie strony.

Troszkę historycznych ciekawostek

Podczas okupacji Norwegii przez nazistowskie Niemcy Kirkenes był jedną z wielu baz niemieckiego Kriegsmarine i Luftwaffe, ale też najważniejszą, bo blisko Rosji. W czasie II wojny światowej stacjonowało tu 30 tys. żołnierzy niemieckich, których zadaniem było m.in. kontrolowanie przebiegającej w pobliżu trasy alianckich statków z zaopatrzeniem dla Rosji do Murmańska. To z Kirkenes 29 czerwca 1941 roku nastąpił też atak Niemców na Rosję.

Podobno Kirkenes to drugie po Malcie europejskie miasto, które doświadczyło podczas II wojny światowej najwięcej przeciwlotniczych alarmów i ataków samolotów z powietrza - było ponad 1000 alarmów i 320 ataków radzieckiego lotnictwa. Miasto zostało zajęte przez Armię Czerwoną dopiero 25 października 1944 r. i było to pierwsze wyzwolone miasto w Norwegii. Niestety w Kirkenes wojnę przetrwało zaledwie... 13 domów. Niemcy podpalili miasto.

Lądujemy w Kirkenes

Lądujemy późnym popołudniem w porcie lotniczym Høybuktmoen, 15 km na zachód od Kirkenes. Miasto spowija mrok, dzień lub noc polarna [jest 9 grudnia].
 

- Ciemność, widzę ciemność - tylko tyle można powiedzieć.

Zatrzymujemy się w Hotelu Thon, położonym na brzegu fiordu Petsamo wdzierającego się w ląd od strony Morza Barentsa.
 
Widok z okna hotelu

Od progu spotyka nas miła niespodzianka.
 

W auli recepcji przechodzi kobieta, a ja mówię po polsku:

- Dzień dobry Pani.
Kobieta zatrzymała się, odwróciła i powiedziała:
- Dzień dobry, nie wierzę Polacy! Przecież tu nikt nie dociera!

Podeszliśmy i przedstawiliśmy się:

- Cześć, ja jestem Andrzej.
- Ja jestem Edyta.
- A ja jestem Ania, mieszkam tu wraz z mężem - odpowiedziała niesamowicie szczęśliwa dziewczyna.
Wow, to było elektryzujące spotkanie.

Od razu na samym początku wymieniliśmy się telefonami i umówiliśmy się, że gdy mąż Ani, Darek, skończy pracę, musimy się spotkać. Wyobraźcie sobie, że tego dnia w Kirkenes przebywało oprócz nas troje Polaków. Ania z Darkiem, których bardzo serdecznie pozdrawiam i Eryk, którego poznamy w dniu odlotu. Dziś jest tam już więcej Polaków, biorąc pod uwagę fakt, iż naszym cudownym rodakom urodziło się dziecko.

Szybciutko wskoczyliśmy do pokoju, przebieranko i w miasto.
Na pewno zaskoczy was fakt, iż w Kirkenes nazwy ulic są dwujęzyczne. Po norwesku i po... rosyjsku. Tak, tak. Tu szanuje się sąsiadów i wyzwolicieli - tam jest ważne ich wsparcie w 1944 roku, gdy to Rosjanie pomagali oswobodzić miasto. Jest w mieście ogromny pomnik ku pamięci poległym żołnierzom Armii Czerwonej - nikt tego się nie wstydzi! Idziemy w miasto... a tu ciemność.

Najważniejszym celem podróży są sławne litery na wjeździe do miasta. Ogromny napis KIRKENES lśni w nocy. Muszę przyznać, że nie warto być upartym osłem. Upierałem się w Moss Østfold (na południe od Olso, gdzie mieszkam), aby nie brać grubej czapy. Moja Królewna wzięła sobie, a ja, że mam nos w górę, to zamarzałem.
 

Przez pół miasta szliśmy, aby zrobić te fotki. Śnieg i zaspy w koło. Nikt na pieszo tu się nie porusza - tylko my. Miasto cudownie oświetlone, restauracje pełne ludzi. Gwar i radość wszechobecna, jakby nie w Norwegii. No, ale nie ma co się dziwić, w końcu połowa mieszkańców miasta to Rosjanie.
 

- Dziś pewnie nic nie zobaczymy - powiedziałem.
-To bez znaczenia, przecież jest super - odpowiedziała moja dzielna podróżniczka.

Życzę każdemu takiego partnera w podróży, nie marudzi, nie narzeka, ma parcie na przygodę. Chociaż wiem, że musiała zmienić całe swoje życie, by teraz to robić. Proponuję każdej dziewczynie wziąć z niej przykład. Na co dzień Dama, Matka, Kobieta pracująca, a w podróży niezastąpiony partner. Śnieg po kolana, bo nikt nie odśnieżył pobocza, a ona idzie i się uśmiecha. Wracamy na rynek. Ludzie wszędzie piją herbatę, wino czy piwo. Miejsce najbardziej oblegane to biblioteka z ogromną czytelnią w centrum miasta. Tu warto wejść. Każdemu polecam.
 
Biblioteka w Kirkenes

Ceny w mieście nie odbiegają bardzo od tych w południowej Norwegii (Oslo). Niestety na polską kieszeń na pewno nie można nazwać ich tanimi. Po jakimś czasie spotykamy się z tamtejszymi Polakami - z Anią i Darkiem. Zabierają nas samochodem, by obwieźć po miasteczku. Krótko: odjazd! Kierujemy się w stronę rosyjskiej granicy - jest już po godzinie 22:00. Tu mała dygresja: tu jak się człowiek zagubi, to lepiej niech sam się już zakopie, bo inaczej to będzie leżał w zaspie z gołym, zamarzniętym tyłkiem do wiosny. Granica zamknięta - późno. Ale co tam, pykamy fajne foty i spadamy spać.
 

Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy.




Więcej z kategorii Europa


reklama