Podróże z anteną - Indie: Radżastan, Gudżarat i Diu
dodano: 2016-11-18 04:02 | aktualizacja: 2019-01-11 10:53
autor: Janusz Blamowski/Marta Karendał | źródło: SAT Kurier 3/2011
Przeciętnemu Europejczykowi Indie kojarzą się z fakirami, świętymi krowami, hinduizmem, świątyniami i biedą. Może w pamięci pozostały jeszcze kadry z oscarowego filmu Danny’ego Boyle’a „Slumdog – milioner z ulicy” lub czytana w dzieciństwie „Księga dżungli”. Jakie naprawdę są Indie? To bardzo trudne pytanie, na które właściwie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Każdy podróżnik widzi je inaczej. Gdy wybierzemy się do biblioteki, podejdziemy do regału z książkami geograficzno-podróżniczymi, zauważymy, że książki o Afryce zajmują kilka półek, książek o Indiach znajdziemy zaledwie parę. A przecież to drugie pod względem ilości mieszkańców państwo, gdzie zamieszkuje 1,31 miliarda ludzi (pierwsze Chiny - 1,38 mld ludzi).
Prosimy o wyłączenie blokowania reklam i odświeżenie strony.
Dlaczego tak mało wiemy o Indiach?
Może dlatego, że nie są one popularnym miejscem wakacyjnych wypraw, choć leżą znacznie bliżej, niż Tajlandia czy Malezja. Może dlatego, że warunkiem ich poznania są samodzielne wyprawy z plecakiem, a nie wykorzystanie skromnej oferty biur podróży.
W „Podróżach z anteną” wybraliśmy się w rejony północno-zachodnich Indii, odwiedziliśmy Radżastan i Gudżarat, aby zakończyć naszą wyprawę na maleńkiej wysepce Diu, gdzie czekały bajeczne, piaszczyste plaże, palmy i bardzo dobre piwo, które w Indiach wcale nie jest łatwo kupić.
Naszą indyjską przygodę rozpoczęliśmy w Delhi, gdzie sprawnie dostarczył nas rosyjski „Aerofłot”. Pierwszy kontakt z Indiami nie był zbyt zachęcający, powitała nas wyjątkowo niska temperatura (ok. 7 stopni na plusie) i smog unoszący się nad miastem, który ograniczał widoczność do kilkuset metrów. Trudno się dziwić, w tym drugim co do wielkości mieście Indii (po Bombaju) żyje 16,8 miliona ludzi (codziennie osiedla się tu ok. 20 tys. przybyszów z uboższych rejonów Indii), ulice wypełniają tysiące samochodów i motocykli. To właśnie motocykle z dwusuwowymi silnikami i powszechny zwyczaj palenia śmieci na ulicach przyczyniają się do tak silnego zanieczyszczenia powietrza. W południowych godzinach z trudem przebijały się przez tę mgiełkę promienie słoneczne.
Stare i Nowe Delhi przypominają nieco swoją zabudową Kraków.
Stare Delhi to wąskie, zatłoczone, gwarne uliczki, gdzie w okolicy Chandni Chowk sąsiadują ze sobą: Złoty Meczet, hinduistyczne i dżinijskie świątynie oraz wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO Czerwony Fort.
Nowe Delhi zbudowane przez Brytyjczyków kojarzy się z Nową Hutą, szerokie arterie, dużo zieleni i przypominające nowohucki Plac Centralny centrum handlowo-biznesowe Conaught Place. W Delhi znajdują się jeszcze dwa zabytki wpisane na listę Światowego dziedzictwa UNESCO: 70-metrowy minaret Kutb Minar wzniesiony w XIII wieku z czerwonego piaskowca oraz grobowiec Humajuna, który stanowił wzorzec dla późniejszego mauzoleum Tadź Mahal w Agrze – wizytówki Indii. Ciekawostką, dla nas raczej niezbyt miłą, są zróżnicowane ceny biletów wstępu do poszczególnych zabytków, dla Hindusów kosztują kilka rupii, za to dla obcokrajowców są 10-20 razy droższe. Powszechnym zwyczajem jest pobieranie dodatkowej opłaty za fotografowanie i filmowanie. Trzeba na to uważać.
Po Delhi można sprawnie poruszać się metrem, należy jednak unikać godzin szczytu. Ciekawostkę stanowią tu osobne wagony dla kobiet. Ze względów bezpieczeństwa każdy pasażer kontrolowany jest dokładnie przy wejściu na stację metra. Przebiega to bardzo sprawnie, pomimo kontroli kilku milionów pasażerów każdego dnia. Polecamy jednak poruszanie się po mieście rikszą – taką z silnikiem lub poruszaną siłą mięśni zazwyczaj bardzo szczupłego Hindusa.
Zakupy najlepiej robić w Delhi – odwiedzając liczne, bardzo zatłoczone bazary w Starym Delhi lub eleganckie sklepy znanych światowych marek na Conaught Place. Ceny są tu najniższe w całych Indiach. Uliczne kramy przypominają obrazki z polskich ulic lat dziewięćdziesiątych – sprzedaż z kartonów na chodniku lub rozkładanych łóżek.
Wbrew pozorom wcale nie jest łatwo znaleźć jakąś dobrą restaurację serwującą dania kuchni hinduskiej. Może dlatego, że głód zaspokaja się tu przy ulicznych straganach oferujących bardzo smaczne przekąski (samosy, pieczone bataty, ogromne ilości różnorakich chipsów, chrupek i słodyczy). Na każdym rogu uliczki wypić można tutaj słynny hinduski czaj - herbatę gotowaną na bawolim mleku z dodatkiem kardamonu, imbiru i innych aromatycznych przypraw. Trzeba jednak pamiętać, aby podczas całego pobytu w Indiach pić wyłącznie butelkowaną wodę i unikać soków wyciskanych na ulicznych straganach ze świeżych owoców.